Jakiś czas temu kupiliśmy z mężem na targu staroci kołyskę. Była stara, chyba 100 razy malowana, bo przy zdzieraniu starej farby ujawniały się wszystkie kolory, głównie róże i błękity. Z tego wnioskujemy, że kołyska była używana przez dzidziusie obu płci.Nie było dna, brakowało szczebelka, ale spodobała nam się, bo miała swoją historię.
Potraktowaliśmy ją preparatem do starych powłok i oskrobaliśmy ile się dało.
Pracował każdy kto miał wolną chwilę.
Tutaj pracuje przyszły dziadek. Wyszlifowaną kołyskę ze zrobionym dnem i dorobionym szczebelkiem na długie dni przejęłam ja.
Po metamorfozie kołyska wygląda tak.
Kołyskę malowałam farbą Colorit Baby. Niestety musiałam użyć pigmentu, bo koloru który sobie wymyśliłam, a mianowicie szary gołębi, nie było. Ornament jest biały. Mamy nadzieję, że kołyska będzie wygodna i dobrze będzie służyła Dominikowi, a kiedyś innym naszym wnukom. Wszak mamy trzy córki :)
Teraz pozostało uszyć jeszcze pościel i ochraniacz, ale na to jeszcze jest czas. Z odnowieniem kołyski chcieliśmy zdążyć przed jesiennymi chłodami, bo cała praca była wykonywana na dworze.
Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca posta, dziękuję za uwagę i życzę miłego popołudnia :)
Joanna.
Kołyska bardzo się przyda, ma piękne kształty. Kolorystycznie elegancko się prezentuje po metamorfozie. Czas oczekiwania na nowego człowieka jest pełen radosnych przygotowań, ale i tak będziecie w szoku,kiedy się pojawi.Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńJest pięknie! Kolor świetny
OdpowiedzUsuńUdana metamorfoza :)
Pozdrawiam
Que bonita cuna!!!
OdpowiedzUsuńDo takiej kołyski chętnie bym się położyła. Szacun:)
OdpowiedzUsuń